Zajechałem
samochodem na podjazd mojego domu. Wyciągając kluczyki ze stacyjki,
spojrzałem w przelocie na zegarek. Miałem piętnaście minut by nie
spóźnić się na lekcje. Chyba to mój nowy rekord w jak
najkrótszym pobycie w domu przed budą.
Wyskoczyłem
z pojazdu i leniwym krokiem podszedłem do drzwi, które następnie
otworzyłem kluczami. Modliłem się o to, żeby matka była już w
pracy i żebym nie musiał słuchać jej histerii i wywodów na
temat, jakim to ja jestem nieodpowiedzialnym człowiekiem. Zrobiłem
kilka kroków i byłem już prawie przy schodach. Właśnie miałem
zacząć wierzyć w Boga, gdy nagle...
Pissing on
magazine photos
Those fishing lures thrown in the cold
And clean blood of Christ mountain stream
Those fishing lures thrown in the cold
And clean blood of Christ mountain stream
-
Darren, czy to ty?
Cholera,
ludzie mają rację. Nadzieja matką głupich. A co do matek..
-
Darren... ? - usłyszałem jej głos dochodzący z salonu.
Oparłem
się leniwie o poręcz przy schodach, widząc jak kobieta ukazuje mi
się w holu. Nagle, gdy ją zobaczyłem, poczułem te wszystkie
emocje, które mną targały wczorajszego dnia pod sierocińcem.
Przeczuwałem o co chodzi, byłem niemalże pewny, jednak mogłem się
mylić. Chociaż wzrok mojej matki, gdy rozmawiała z tamtą kobietą,
dawał wiele do życzenia. Sprawiał, że traciłem resztki nadziei
na to, że może jednak jestem w błędzie.
-
Jesteś z siebie zadowolony? Chcesz żebym przez ciebie dostała
zawału?! - krzyczała, wymachując rękoma, a ja prychnąłem pod
nosem. - Gdzieś ty był?! Miałeś zaczekać na mnie w samochodzie,
a tymczasem zostawiasz mnie, jedziesz nie wiadomo gdzie i wracasz
dopiero nad ranem! Znów byłeś na jakiejś imprezie, jesteś
pijany? Miałam dzwonić na policję!
Wrzeszczała
trzymając się za serce, a ja stałem tam i uśmiechnąłem się pod
nosem.
I was a quick
wet boy,
diving too deep for coins
All of your street light eyes
wide on my plastic toys
diving too deep for coins
All of your street light eyes
wide on my plastic toys
- I
co tak stoisz i śmiesz się jeszcze bezczelnie uśmiechać! Może
masz mi coś do powiedzenia?
Podszedłem
bliżej, by spojrzeć jej prosto w oczy.
-
Nie. Nie mam nic do powiedzenia... Widać tak samo jak ty mnie, skoro
tak trudno ci się przyznać, co robiłaś wczoraj w sierocińcu.
Hmmm.. - podrapałem się po brodzie, przybierając zamyślony wyraz
twarzy. - Pomyślmy, dlaczego własna matka zataja przede mną takie
rzeczy? Może ma coś do ukrycia.. co? Masz mi coś do powiedzenia,
mamo? - prychnąłem, widząc jej zszokowany wyraz twarzy. - Nie? Tak
myślałem.
Ruszyłem
w stronę salonu, wymijając znieruchomiałą kobietę. Zgarnąłem
torbę z książkami z kanapy i szedłem ku wyjściu.
-
Darren, wracaj natychmiast! Nie skończyłam jeszcze! - krzyczała za
mną rozwścieczona.
- A
ja skończyłem i nie chce mi się gadać!
Trzasnąłem
drzwiami i spojrzałem przed siebie. Przekląłem pod nosem, widząc
taflę wody lejącą się z nieba. Założyłem kaptur na głowę i
podbiegłem do auta. Mimo to, gdy już wsiadłem do środka
wyglądałem jakbym brał prysznic w ciuchach. Takie już moje
pierdolone szczęście.
Zdjąłem
kaptur, książki rzuciłem na bok, po czym złapałem rękoma za
kierownicę i oparłem o nią głowę. Po chwili zacząłem walić w
ten sprzęt swoją banią i trwało chwilę zanim się ogarnąłem.
Czasem miałem wrażenie, że mam jakieś pierdolone zaburzenia ADHD
czy inne nie wiadomo co i przez to odczuwam wszystko dwa razy
mocniej. Takie już ze mnie matka nadpobudliwe dziecko wychowała.
Nie moja wina, wyleczyć się nie da? Raczej nie. W moim przypadku?
Na pewno.
Włączyłem
wycieraczki i światła, chociaż na niewiele się to zdało, po czym
ruszyłem w stronę szkoły.
Panie i panowie nad stanem Georgia właśnie przechodziła,
zapowiadana od kilku dni, ulewa.
Then when the cops closed the fair,
I cut my long
baby hair
Stole me a dog-eared map
and called for you everywhere
Stole me a dog-eared map
and called for you everywhere
▫▪▫
Eryka
Zimmermann na pierwszy rzut oka wydawała się tęgą, zgorzkniałą,
starą jędzą, która usilnie próbowała zniszczyć wszystkim
życie, w szczególności nam - uczniom. I taka właśnie była. Na
dodatek wcale się nie mylicie - pochodziła z Niemiec i zaciągała
tym swoim niemieckim akcentem, który już wszystkim działał na
nerwach. W naszej szkole była nauczycielką matematyki, choć
uczniowie podejrzewali ją o to, że tak naprawdę potajemnie uczy
jakiś sztuk walki. Zdarzali się i tacy, którzy twierdzili, że tak
naprawdę to mężczyzna. Niektórzy mówili na nią „sumo”, a
jeszcze inni „Adolf” ze względu na jej charakterystyczny wąsik.
Jednak mimo to, każdy wiedział, że z tą babą nie wolno
zadzierać.
Podpierając
głowę na lewej ręce, wpatrywałem się w tablicę i udawałem, że
słucham jej wywodów, ale tak naprawdę powstrzymywałem się by nie
usnąć. Na innej lekcji normalnie bym sobie na to pozwolił, ale
spanie na lekcji u Eryki Zimmermann, to jak przyzwolenie na własną
śmierć. Dzięki, ale miałem już wystarczająco dużo problemów w
tej budzie.
Now I'm a fat
house cat
Nursing my sore blunt tongue
Watching the warm poison rats
curl through the wide fence cracks
Nursing my sore blunt tongue
Watching the warm poison rats
curl through the wide fence cracks
Spojrzałem
na April, która patrzyła na mnie z cwanym uśmieszkiem i posłałem
jej oczko. Usłyszałem jak ktoś wzdycha za mną na ten widok. Gdy
zauważyłem, że to Kathlen zerka na mnie maślanymi oczami,
zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna od razu odwróciła wzrok,
udając, że czyta książkę. Dzisiejsza lekcja była nudniejsza
niż zwykle, jeśli w ogóle to możliwe. Może dlatego, że ławka
po mojej lewej była pusta i nie miałem za bardzo do kogo się
odezwać, bo przede mną, za mną i po prawej siedziały same kujony.
Miałem świetne miejsce na testy, jednak dzisiaj umierałem tam z
nudów.
Właśnie
patrzyłem, jak Jason po drugiej stronie sali dłubie w nosie, gdy
nagle wszyscy podskoczyliśmy na krzesełkach, kiedy to drzwi od sali
z hukiem się otworzyły. Chłopak ze skwaszoną miną wszedł do
środka.
-
Przepr.. - zaczął, ale nie dane było mu skończyć.
-
Chambers, co ty na Boga sobie wyobrażasz?! - Usłyszeliśmy wrzaski
nauczycielki i w podekscytowaniu czekaliśmy na dalszy rozwój
wydarzeń.
Spojrzałem
na blondyna, który właśnie zrozumiał na jaką lekcję się
spóźnił. Nawet z takiej odległości zauważyłem, jak zaklął
pod nosem. Patrząc tak na niego, mogłem spokojnie stwierdzić, że
wyglądał jakby tarzał się w liściach przed przyjściem do
szkoły, co sprawiło, że aż zaśmiałem się pod nosem. Jego blond
czuprynka, była zabrudzona jakby piaskiem, na twarzy miał czarne
ślady, niebieskie jeansy teraz wydawały się lekko brązowe.
-
Chcesz pójść do dyrektora, młody człowieku?! Jak ty się w ogóle
zachowujesz?!
Kobieta
darła się w stronę chłopaka, a on wywrócił oczami i przerzucił
plecak na drugie ramię.
- A
co ja Pani takiego zrobiłem? - spytał podirytowany.
Razem
z resztą chłopaków zaczęliśmy buczeć, a nauczycielka rzuciła
nam spojrzenie pełne mordu. Z nią się nie dyskutowało, to
pierwsza zasada, która panowała na jej lekcjach i której musiałeś
przestrzegać, jeśli chciałeś przeżyć. Zaczynało się nieźle.
Brakowało tylko popcornu i wygodnego fotela.
-
Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem? Spóźniasz się piętnaście
minut, trzaskasz drzwiami i masz jeszcze czelność mi tu pyskować?
Kultury cie matka nie nauczyła?! Jak jesteś taki gadatliwy, to może
powiesz nam czemu się spóźniłeś.
-
Eee. Musiałem zabrać kota do weterynarza. Nogę złamał.
Cała
klasa wybuchnęła na to śmiechem, bo każdy wiedział, że Alex
miał uczulenie na kocią sierść i tym bardziej nie posiadał w
domu takiego zwierzaka.
-
Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, ale nie mam zamiaru traci
lekcji na całkowity brak kultury u twojej u osoby. Przekażę
wszystko waszej wychowawczyni i twojej matce. A teraz siadaj i
jeszcze raz odwalisz mi taki numer a inaczej porozmawiamy!
Zagroziła
mu palcem, mruknęła pod nosem jakieś słowo w rodowitym języku i
zaczęła pisać dalszą część zadania na tablicy. Chłopak usiadł
obok mnie i kiwnął w moją stronę na przywtitanie, a ja posłałem
mu uśmiech. Wszyscy patrzyli na niego i śmiali się pod nosem z
jego dzisiejszego, dziwacznego wyglądu. Alex rozglądnął się
dookoła, aż w końcu jego wzrok spoczął na mnie.
- O
co im chodzi? - spytał, czymś rozdrażniony.
-
Pewnie o to, że wyglądasz jak menel spod sklepu. Jesteś cały
upaprany jakimś smarem, czy co to w ogóle jest i śmierdzi od
ciebie spalenizną chyba na odległość mili. Są inne sposoby, żeby
cała szkoła się z ciebie nabijała.
Chłopak
zdziwił się najpierw, ale po chwili chyba coś sobie przypomniał,
bo dotknął swojej twarzy i przejechał po niej dłonią. Następnie
spojrzał na swoją ciemną rękę i skrzywił się. Nic jednak nie
powiedział tylko podparł głowę na łokciu i nad czymś rozmyślał.
-
Myślisz, że mógłbyś kogoś zepchnąć z krawędzi urwiska?
Spojrzałem
na niego jak na wariata i pokręciłem głową.
- O
czym ty pieprzysz?
Wzruszył
ramionami i znów popadł w jakiś zamysł. Był dzisiaj jakiś
podejrzany, ale co ja tam mogę wiedzieć. Może nie tylko dla mnie
ten dzień był jakiś dziwny.
Dziesięć
minut później musiałem ze zdziwieniem stwierdzić, że to ja
mozolnie próbowałem wykonać jakieś porąbane zadanie z działu
„totalnie czarna magia”, a ten który powinien to robić, czyli
Alex, spał sobie smacznie - co natomiast zazwyczaj robiłem ja. Nie
poznawałem go ostatnio. Zawsze miał w miarę dobre oceny, nigdy nie
spał na lekcjach, stawiał sobie wysokie cele, był zawsze tym
odpowiedzialnym i przede wszystkim nie kłócił się z
nauczycielami. Można powiedzieć, był moim totalnym
przeciwieństwem. A teraz to właśnie on sobie kimał na szkolnej
ławce na lekcji u Godzilli i miał najwidoczniej na to wszystko
wyrąbane. Na szczęście babochłop do końca lekcji nie zorientował
się, że ten poszedł sobie w kimkę, bo ten popapraniec tak
dziwacznie leżał na tym stole, że wydawało się, że intensywnie
nad czymś myśli.
Aż
muszę zapamiętać tą pozycję, może mi się przydać na następne
lekcje.
▫▪▫
Wracając
ze szkoły, zrobiłem zakupy do domu, o co poprosiła mnie wczoraj
mama. Wyszedłem również na spacer z psem państwa Benett'ów i
podlałem ich ogród, przez co zarobiłem na dzisiejszą kolację.
Gdy skończyłem już wszystko co miałem do roboty na mieście,
poszedłem domu. Kiedy byłem już może 20 metrów od naszego
mieszkania, dostałem pilne wezwanie. Wahałem się przez chwilę czy
w ogóle wchodzić do budynku, ale w końcu biegiem zostawiłem
plecak i zabrałem z niego tylko jedzenie. Nie miałem nawet czasu
zjeść spokojnie obiadu, więc teraz jadąc samochodem na akcję w
pośpiechu jadłem moje szkolne kanapki, a oczy prawie same mi się
zamykały.
Prawda
była taka, że nie powinienem tu być. Brakowało mi miesiąca do
pełnoletności, więc praca tutaj była nielegalna. Na szczęście
załatwił mi ją mój sąsiad, a ludzie tutaj byli na tyle życzliwi,
że nie pomyśleli nawet by mnie wydać. Właściwie gdyby nie ten
facet, nie miałbym pewnie co jeść. Moja matka pracowała od rana
do wieczora, a mimo to nie zarabiała za wiele, ja łapałem się też
każdej fuchy, teraz pracuję, ale mimo to ledwo co łączymy koniec
z końcem. Nikt oprócz jej o tym nie wiedział i chciałem, żeby
tak zostało. Byłem tu najmłodszy, ale wszyscy od pierwszego dnia
traktowali mnie na równi. Niestety jako że nie pracowałem tu w
pełni legalnie, zarabiałem mniej niż inni, ale lepsze to niż nic.
Niektórzy mogą twierdzić, że to chore żeby ryzykować swoje
życie, gdy ma się tyle lat, jednak ja nie miałem żadnego wyboru.
Mimo ciągłego ryzyka, lubiłem tą robotę. Może to chore, ale
taka jest prawda. Przyjemność sprawiała mi adrenalina, pozwalająca
zapomnieć o codziennych problemach.
Na dworze było już ciemno, gdy
dojechaliśmy na miejsce. Każdy znał już wtedy plan działania. Zawsze jednak w każdej koncepcji było trochę
spontaniczności. W końcu nigdy nie przewidzisz, co się wydarzy
podczas akcji.
Wszędzie
słychać było wyjące syreny, krzyki i padające rozkazy.
Wyskoczyłem z samochodu i szybko rozglądnąłem się po terenie.
Było tak jak mówili, jednak mimo to ten widok mną wstrząsnął.
Cały dom płonął, a wraz z nim duży ogród. Nie był to mały
budynek, na szczęście dostaliśmy informacje, że w środku nikogo
nie było. W powietrzu unosił się zapach dymu, a także palonej
trawy i plastiku. Panował totalny chaos, jak to zazwyczaj w takich
sytuacjach. Z zamysłu wyrwał mnie czyjś płacz i krzyk, jednak
nie miałem czasu skupiać się na tym Założyłem prędko rękawice
strażackie i otworzyłem tylni schowek. Wyciągnąłem z niego wąż
gaśniczy i w biegu rozwijałem go na ziemi. Poczułem narastającą
w moim ciele adrenalinę, co całkowicie mnie rozbudziło. Biegiem
ruszyłem w stronę palącego się domu, już miałem zakładać kask
na głowę, gdy usłyszałem jak ktoś mnie woła. Rozejrzałem się
i zobaczyłem, że po mojej lewej biegnie Richard, mój sąsiad i
wykrzykuje coś w moją stronę.
- Młody, masz to zostawić i zabierz prędko tą dziewczynę stąd - wskazał
kogoś za moimi plecami, więc się odwróciłem. Ciężko było coś
zobaczyć w tych ciemnościach mimo otaczającego nas ognia.
Niedaleko nas ujrzałem nieznajomą, która zrozpaczona siłowała
się z innym strażakiem. - Jesteś nieprzytomny, nie spałeś
prawie od dwóch dni. Więc on przyda się nam bardziej, niż ty.
Poczułem
jak zalewa mnie fala goryczy. Chciałem się przydać, znów uratować
to co można było jeszcze ocalić i wyładować przy tym wszystkie
emocje. Ryzyko stanowiło nierozłączną część mnie.
- Alex, to
rozkaz! - Rzekł stanowczo, widząc wyraz mojej twarzy.
Wiedziałem,
że dalsze negocjacje są bezcelowe, a że byłem tu najmłodszy,
musiałem słuchać się innych i wykonywać ich polecenia,
niezależnie jak bardzo mi się one nie podobały. Poza tym nie było
czasu na gadanie, dom wciąż płonął, a jeśli dzisiaj moim
zadaniem nie było jego ratowanie, to jedyne co mogłem zrobić, to
zaakceptować to.
Odłożyłem
kask, zdjąłem rękawice. Może gdy się szybko z tym uporam,
zdołam jeszcze jakoś pomóc. Podbiegłem do, o kilka lat ode mnie
starszego, Sama i ciemnowłosej dziewczyny.
-
Zajmę się nią. - Rzekłem do niego i złapałem ją za nadgarstek,
tak żeby nie mogła mi uciec.
Od
razu zaczęła się ze mną szarpać, zapewne zauważając, że
jesteśmy w podobnym wieku.
-
Puszczaj mnie. No puść! To mój dom! Nie mam nic więcej! -
Krzyczała w moją stronę, jak wariatka. Siłowaliśmy się tak
chwilę, aż straciłem cierpliwość.
-
Przestań! Nic ci to nie da. Chcesz tam pobiec i co? No co zrobisz?!
Mój
donośny głos spowodował, że dziewczyna przestała.
Dopiero
teraz dostrzegłem, jak w jej ciemnych, pełnych smutku oczach
odbijają się płomienie, demolujące ten dom. Jej cała twarz była
mokra od łez, a ona sama całkowicie roztrzęsiona. Nagle cała moja
złość na nią gdzieś się ulotniła i w jednej sekundzie zrobiło
mi się jej szkoda. Nie wyobrażałem sobie, jak może czuć
się człowiek w takiej sytuacji. Jednak patrząc na stojącą przede mną
osobę, miałem nadzieję, że nigdy się tego nie dowiem.
-
Lepiej pomożesz, gdy pozwolisz nam pracować, rozumiesz? -
Powiedziałem już bardziej spokojnie. Staliśmy tak chwilę, aż
dziewczyna wpatrując się w ziemię nieprzytomnym wzrokiem, pokiwała
głową.
-
Możesz mnie chociaż puścić? - Szepnęła, patrząc ponuro w moje
oczy.
Przyglądając
się jej, zrobiłem o co prosiła. Dziewczyna wyminęła mnie o kilka
kroków i po jej ruchach widziałem, jak łapie się rękoma za usta.
Widok drobnej dziewczyny, która na tle palącego się domu, jako
jedyna wśród tego całego chaosu stała nieruchomo, był
wstrząsający. Prawdopodobnie teraz traciła wszystko, co miała i
nie mogła nic z tym zrobić.
-
Nie. Boże to moi rodzice... To wszystko. Nie mogę. Co ja robię?!
Nie mogę ich stracić! - wyrzucała słowa tak szybko, że dławiła
się łzami, a ja zupełnie nie mogłem jej zrozumieć. Widziałem
jak upada na kolana i chowa twarz w dłoniach. - Teraz, nie mam już
nic, co mi po nich zostało. Ja, ja.. nie wiem. ..Czemu. Gdzie..
gdzie Susan?
Przykucnąłem
obok niej, widząc, że dziewczyna z trudem łapie oddech. W jej
oczach malowało się teraz takie przerażenie, że nie miałem
pojęcia, co powinienem zrobić. Jej ręce drżały, nie wiedziałem
czy to z powodu zimna, które dzisiaj było odczuwalne na dworze, czy
strachu który ją ogarnął.
-
Hej, spokojnie. Oddychaj...- szatynka na moje słowa trochę się
uspokoiła i odgarnęła włosy z twarzy - Kto to Susan?
-
To... to moja ciotka. Sprawuje nade mną opiekę od czasu śmierci
moich rodziców. A co... a co jeśli ona jest w środku?
Od
razu gdy to powiedziała, poderwała się do góry a ja za nią.
Złapałem ją szybko za nadgarstek, by ją zatrzymać.
-
Spokojnie. Z tego co wiem, to w budynku nikogo nie było. Nie masz
się o co martwić, pewnie zaraz tu będzie.
Ciemnooka
przytaknęła głową. Zapanowała pomiędzy nami chwila ciszy.
-
Boże, to się nie dzieje naprawdę... - mówiła, patrząc na
płonące pozostałości po jej domu.
Widziałem,
że ten widok jeszcze gorzej na nią wpływa, więc postanowiłem
jakoś działać.
-
Może chcesz do niej zadzwonić? Pewnie wszędzie cię szuka. Masz
swój telefon?
-
Nie. Nawet nie wiem gdzie go podziałam.
-
Ja zostawiłem swój w samochodzie. Znasz numer na pamięć? -
spytałem, a ona pokiwała twierdząco głową. - To dobrze, a teraz
chodź stąd.
Złapałem ją za przedramię i przyprowadziłem pod sam tył naszego
pojazdu, który stał po drugiej stronie ulicy. Bałem się, że
inaczej mógłbym ją gdzieś zgubić, zwłaszcza, że ona ledwo co
kontaktowała. Z bagażnika wyjąłem koc, który zarzuciłem na jej
ramiona, a ze środka, mój walający się po wszystkich kątach
telefon. Podałem go szatynce, a następnie zająłem się szukaniem dla
niej czegoś do picia. Dziewczyna odeszła kawałek, żeby móc coś
w ogóle usłyszeć, ale jednocześnie była w moim zasięgu wzroku.
Kątem oka widziałem, jak ciągle z przerażenia łapie się za
głowę i uważnie wsłuchuje się w słowa swojej ciotki. Właśnie
nalewałem jej w plastikowy kubek wody, gdy do mnie podeszła.
-
Dzięki.
Podała
mi telefon i wtedy zauważyłem, że przestała płakać.
Wręczyłem jej napój i razem usiedliśmy na murku naprzeciwko
posesji, którą oddziały strażackie próbowały ugasić. Czekaliśmy na jej ciotkę, która miała się tu niebawem zjawić. Przed
nami przewijały się setki osób, niektórzy chcieli pomóc a inni
przyszli po prostu, żeby się pogapić. Zamyśliłem się i dopiero
po chwili dostrzegłem, że dziewczyna wypiła już całą zawartość.
-
Lepiej się już czujesz? - spytałem, patrząc w jej ciemne oczy.
-
Tak, dziękuję. I przepraszam za to wcześniej. Po prostu... -
odgarnęła kosmyk za ucho. - Ten dom był wszystkim co mi zostało
po rodzicach. A teraz gdy już go nie ma... nie wiem gdzie jest moje
miejsce.
-
Przykro mi, nie wyobrażam sobie co musisz czuć. To na pewno trudne.
Chyba
moje słowa jeszcze bardziej ją dobiły, bo z jej oczu znów
wypłynęły łzy. Alex, debilu, ty zawsze wiesz co powiedzieć.
Odwróciłem się w jej stronę.
-
Przepraszam, nie chciałem cie zasmucić. Czasem palnę coś
głupiego, przepraszam - powiedziałem, głaszcząc ją po plecach.
Niespodziewanie
szatynka wtuliła się w moje ramiona i łkała mi w pierś, a ja
mimo wielkiego zdziwienia, dalej gładziłem ją na pocieszenie.
Wtedy zrozumiałem, jak bardzo potrzebne jest takim osobą wsparcie.
-
Spokojnie nic ci nie grozi, słyszysz?
Have I found
you flightless bird,
jealous, weeping or lost you,
american mouth
Big pill looming
jealous, weeping or lost you,
american mouth
Big pill looming
To
był pierwszy raz, gdy nie żałowałem, że nie biorę udziału w
akcji.
Nie
miałem pojęcia ile czasu przesiedzieliśmy tak, ale wiem, że chyba
podziałało, bo dziewczyna po jakimś czasie przestała płakać i
odsunęła się ode mnie. Kończyli już wtedy gasić płomienie
wewnątrz budynku. Spojrzała na mnie i nie mogłem się powstrzymać,
by nie odgarnąć za ucho kosmyka z jej twarzy. Dziewczyna
uśmiechnęła się do mnie blado, a ja odpowiedziałem jej tym
samym.
-
Lexie? Kochanie, to ty?
Kobieta
o czarnych prostych włosach podbiegła w naszym kierunku. Jak na
zawołanie oboje się podnieśliśmy, a w oczach dziewczyny po raz
pierwszy ujrzałem cień radości. Zrzuciła z siebie koc i obie
padły sobie w ramiona. Kobieta wzięła w ręce jej twarz.
-
Boże, jak ja się o ciebie martwiłam! Nic ci nie jest?
Susan zaczęła wylewać z siebie potok słów i pytań. Następnie znów ją uściskała i ze łzami w oczach spojrzała na mnie.
Susan zaczęła wylewać z siebie potok słów i pytań. Następnie znów ją uściskała i ze łzami w oczach spojrzała na mnie.
-
Dziękuję. Dziękuję ci.
Uśmiechnąłem
się tylko na te słowa i patrzyłem jak obie oddalają się z mojego
pola widzenia. Zanim znikły zupełnie, zobaczyłem jak Lexie odwraca
się w moją stronę. Z ruchu warg wyczytałem jedno proste słowo,
które mnie mimo wszystko ucieszyło. Dziękuję.
▫▪▫
Wróciłem
do domu kompletnie wykończony. Na dworze robiło się już ciemno i
było strasznie zimno, więc jedyne o czym teraz marzyłem to rzucić
się na łóżko i dobrze się wyspać. Zanim wszedłem do domu,
widziałem, że w salonie pali się światło, więc matka musiała
wrócić już z pracy. Zamykałem właśnie drzwi wejściowe na
klucz, gdy do moich uszu doszedł odgłos czyjejś rozmowy.
Zaprzestałem mojego działania, by lepiej słyszeć, ale właśnie
wtedy głosy umilkły.
-
Darren, czy to ty?
Kurwa,
no nie. Święty Mikołaj!
Zdjąłem
buty i kurtkę, a torbę rzuciłem na drewnianą szafkę. Nie miałem
zamiaru uczestniczyć w pogaduszkach mojej matki z sąsiadką, więc
od razu ruszyłem w stronę schodów. Niestety między korytarzem, a
salonem nie było ściany, dlatego moja matka mnie zauważyła.
-
Darren, pozwól tu na chwilę. - Powiedziała do mnie, a ja
wywróciłem oczami.
- Co
znów. - mruknąłem, wchodząc do pomieszczenia, w którym stała
moja matka.
Od
razu zauważyłem, że przy stole po prawej ktoś siedzi. Jakaś
dziewczyna, którą na pierwszy rzut oka skądś kojarzyłem. I to na
pewno nie była pokręcona znajoma mojej mamy znad przeciwka.
- To
Holly. Holly to Darren. Kochanie wiem, że to dla ciebie szok, ale
chciałam..
Spojrzałem
zdziwiony to na matkę, to na dziewczynę, które lekko uśmiechnęła
się w moją stronę. Zupełnie nie słuchałem słów kobiety z lokami na głowie.
Zresztą to nie była żadna nowość, jednak coś mnie trąciło. - Od
teraz nasze życie trochę się zmieni. Od teraz ty, ja i Holly
będziemy tworzyć..
I
nagle bam. Jakby ktoś rąbnął mnie potężnie w głowę.
Oświecenie. To ta dziewczyna, to ją wczoraj widziałem. Ale
dlaczego.. co ona tu …
-
Nie, nie, nie. - Powiedziałem cofając się wewnątrz korytarza. -
Ty żartujesz. To chyba jakiś popieprzony żart. - zacząłem się
śmiać.
-
Darren wyrażaj się! I to nie tak..
-
Nie! Już wszystko rozumiem. To dlatego byłaś wczoraj w tym
pierdolonym sierocińcu. Zachciało się mojej matce bawić w
cholerny dom i przybłędy przygarniać! - krzyczałem.
-
Jak ty się zachowujesz!
-
Ja?! To ty przyprowadzasz tu jakieś obce osoby i chcesz żebyśmy nagle
stworzyli kochającą się rodzinkę i na dodatek zatajasz to przed
własnym, rodzonym synem!
Rzuciłem
porcelanowym delfinem o ziemię.
-
Tak szybko udało ci się ją sprowadzić?! Śmiać mi się chce, co
ty sobie myślisz? Że rodzinę można stworzyć od tak? A moje
zdanie to co?! Nie liczy się? A może przygarnęłaś sobie drugie
dziecko, bo pierwsze ci się nie podoba?! Pierdolę taką rodzinę!
-
Darren, przestań natychmiast!
- To
ty przestań, taty nie zastąpisz następnym dzieckiem! Od zawsze
byłem tylko ty i ja i teraz nagle chcesz to zmieniać?! Po co! Co ci się w
tym nie podobało, matko? Możesz mi chociaż tyle powiedzieć, czy
znów będziesz to kurwa przede mną zatajać! Jak ci się znudziło to trzeba było sobie przygarnąć psa ze schroniska, a nie jakąś dziewczynę!
Czułem
jak pali mnie gardło. Od krzyku cały się zdyszałem. Matka
pokiwała głową nie dowierzając.
-
Swoją postawą jeszcze bardziej uświadamiasz mnie, że dobrze postąpiłam... Czy ja tak wychowałam syna...? - złapała się za usta, wciąż
kręcąc głową.
-
Przepraszam, że nie miałem odpowiedniego wzorca w tym cholernym
domu! - Krzyknąłem rozwścieczony i posyłając dziewczynie wrogie
spojrzenie, wyszedłem stamtąd. Ubrałem szybko buty i kurtkę i
odkluczyłem drzwi.
-
Masz tu natychmiast wrócić i przeprosić! Słyszysz?!
Trzasnąłem
drzwiami na całe osiedle i założyłem na głowę kaptur.
Czy
już wspomniałem jak bardzo uwielbiam moją rodzinkę?
Have I found you flightless bird,
jealous, weeping or lost you,
american mouth
Big pill looming
▫▪▫
Dobra,
że jest już dawno po pierwszej w nocy, to postaram się streszczać,
bo oczy mi się same zamykają. : )
Właściwie
to sama nie wiem, co powiedzieć, ponieważ ciężko ocenić mi ten
rozdział. Chciałam żeby Was zaskoczył, ale nie wiem czy tak się
stało i czy rozdział nie stracił przy tym na wartości. Ciekawa
jestem czyja postać się Wam na razie najbardziej podoba. Mi ciężko
wybrać, bo inaczej to sobie pewnie wyobrażam. Nawet nie wiem czy
dobrą muzykę dobrałam, ale co ja tam mogę wiedzieć w środku
nocy.
Jeśli
jeszcze nie wiecie, to w bohaterach zaszły małe zmiany. Mianowicie
przemieniła postać Naomi na Lexie i zamieniłam jej wygląd, bo
wcześniejszy mi jakoś nie pasował.
Nie
wiem co jeszcze chciałam napisać, więc powiem, że rozdział
dedykuję Dominice, która mnie zmuszała by napisać (hahahah,
czubek.<3) i Gugasce (też mnie w sumie zmuszała) ale głównie
za to, że wykonała dla mnie taki piękny szablon. Normalnie się w
nim zakochałam. <3 Dziękuję jeszcze raz. :D
No
to do następnego, pozdrawiam wszystkich czytających, chociaż wiem,
że jest Was niewiele. ;*
HELLO.
OdpowiedzUsuńdlkfjdflvkfmjdlvk,mdflvjdf
darrendarrendarrendarrendarren <3
dobra, jestem pierwsza! MWAHAHAH. a sensowny komentarz na ten temat napiszę jak wstanę, bo jak dominika zaspana to nic madrego nie napisze :D
darrendarren <333333 Łiiiiiiii.
hahahaha, czubek. <3
UsuńDobra, teraz zabiorę się za normalny komentarz. Jestem (powiedzmy) wyspana to i może chociaż raz uda mi się napisać coś sensownego.. :D
OdpowiedzUsuńAle najpierw.. CZYTAMY JESZCZE RAZ!
Dobra.. Muzyka włączona.. I kurde, głodna jestem. Takie tam.. moje rozkminy. Okay, CZYTAM
Przeczytałam pierwszy fragment:
I ciężko mi się na jego temat wysłowić, bo jest tam Darren, a jak jest Darren to nie ważne co bym czytała to zawsze będzie to supermegafoxyawesomehot slfhjsdlfjsdfkds. hahaha, dobra.
Lecimy dalej:
hahahah, nie no, nauczycielka w dechę. I tak czytam dalej, dalej, bo znowu darren :D no i tam tego, widać, że pisałaś to w nocy, bo raz przez przypadek z darrensa kobietę zrobiłaś, ale ok.. hahaha. :D
No i wejście Alexa też dobre, nie powiem :D A jak darrens mamrotał coś o czarnej magii to od razu mi się z Harrym Freakin' Pottersem skojarzyło, ale to takie moje rozkminy, jak zwykle.
I uwaga! fragment Alexa
Awwwwww. Alex bohater strażak superhero <3 (kurczak) nawiasów sie nie czyta.
I ja tu czuje jakieś love story :> hahaha.
O i znowu Darren
I ile klnie.. no ciągle coś mamrocze pod nosem :D
Ja wiem.. wiem, że ten porcelanowy delfin to poważna sprawa, ale mi się chce śmiać jak czytam to zdanie, bo widzę Sue i jej tekst " kuternogo, porcelanko i drugi geju " hahahahah, przepraszam.
Ojej, ale Darren pojechał.
ŁAAAAAAAAAAAAAA. przeczytałam.
Wiem, mój komentarz miał być sensowny, ale ja chyba tak nie umiem. Przepraszam :C
Pierwszy raz komentowałam na bieżąco, jak śmiesznie.
Oooo, ksiądz.. no nie -.-
.....
Dobra, już. hahahha, jakie ja tu relacje zdaje. Mówiłam, że nie umiem pisać normalnych komentarzy.
OKS.
Nie będę się już pogrążać.
Masz mi napisać szybko następny rozdziaaaał!! A nie kurde po dwóch miesiącach, no.
To tyle ode mnie, hahahahaha.
Dominika
<33333
Ekhm.
OdpowiedzUsuńNo, to Ci powiem, że mnie zaskoczyłaś. Nie bardzo, ale troche tak. Oczywiście z tą adopcją to się odrazu domyśliłam, ale że Alex strażakiem? Mmmm jak ja lubie facetów w mundurach... xD
Pamiętasz jak obczajałysmy tego jednego co się dom Koniucha palił? Hahahha.. eee, mniejsza. xD
Co ja chciałam...
Aaa no że ten... Kurde siostruniu, zapomniałam już, że ty umiesz tak świetnie pisać, seerio. :D
<3
Nie wiem czyja postać mi się bardziej podoba, bo jeszcze mało ich znam, ale wszyscy są tacy faaaajni. <3
Muza super, ale to chyba oczywista oczywistość. :P
Dobra, no to ja czekam na następny, mam nadzieję, że pojawi się szybciej. :P
[heal--me]
:*
Mało czytam opowiadań bez Jonasów lub Demi, ale muszę powiedzieć, że nawet mnie ta historia urzekła, dlatego będę dalej śledziła sobie poczynania bohaterów. Trochę przeraziło mnie zachowanie Darrena, ale Alex jako "nielegalny" strażak - super. Czekam na dalsze wyjaśnienia, bo na razie nie wiem o co chodzi z Holly. Pozdrawiam M&M
OdpowiedzUsuń