29 grudnia 2012

I.



Zajechałem samochodem na podjazd mojego domu. Wyciągając kluczyki ze stacyjki, spojrzałem w przelocie na zegarek. Miałem piętnaście minut by nie spóźnić się na lekcje. Chyba to mój nowy rekord w jak najkrótszym pobycie w domu przed budą.
Wyskoczyłem z pojazdu i leniwym krokiem podszedłem do drzwi, które następnie otworzyłem kluczami. Modliłem się o to, żeby matka była już w pracy i żebym nie musiał słuchać jej histerii i wywodów na temat, jakim to ja jestem nieodpowiedzialnym człowiekiem. Zrobiłem kilka kroków i byłem już prawie przy schodach. Właśnie miałem zacząć wierzyć w Boga, gdy nagle...


Pissing on magazine photos
Those fishing lures thrown in the cold
And clean blood of Christ mountain stream 

 

- Darren, czy to ty?
Cholera, ludzie mają rację. Nadzieja matką głupich. A co do matek..
- Darren... ? - usłyszałem jej głos dochodzący z salonu.
Oparłem się leniwie o poręcz przy schodach, widząc jak kobieta ukazuje mi się w holu. Nagle, gdy ją zobaczyłem, poczułem te wszystkie emocje, które mną targały wczorajszego dnia pod sierocińcem. Przeczuwałem o co chodzi, byłem niemalże pewny, jednak mogłem się mylić. Chociaż wzrok mojej matki, gdy rozmawiała z tamtą kobietą, dawał wiele do życzenia. Sprawiał, że traciłem resztki nadziei na to, że może jednak jestem w błędzie.
- Jesteś z siebie zadowolony? Chcesz żebym przez ciebie dostała zawału?! - krzyczała, wymachując rękoma, a ja prychnąłem pod nosem. - Gdzieś ty był?! Miałeś zaczekać na mnie w samochodzie, a tymczasem zostawiasz mnie, jedziesz nie wiadomo gdzie i wracasz dopiero nad ranem! Znów byłeś na jakiejś imprezie, jesteś pijany? Miałam dzwonić na policję!
Wrzeszczała trzymając się za serce, a ja stałem tam i uśmiechnąłem się pod nosem.


I was a quick wet boy,
diving too deep for coins
All of your street light eyes
wide on my plastic toys


- I co tak stoisz i śmiesz się jeszcze bezczelnie uśmiechać! Może masz mi coś do powiedzenia?
Podszedłem bliżej, by spojrzeć jej prosto w oczy.
- Nie. Nie mam nic do powiedzenia... Widać tak samo jak ty mnie, skoro tak trudno ci się przyznać, co robiłaś wczoraj w sierocińcu. Hmmm.. - podrapałem się po brodzie, przybierając zamyślony wyraz twarzy. - Pomyślmy, dlaczego własna matka zataja przede mną takie rzeczy? Może ma coś do ukrycia.. co? Masz mi coś do powiedzenia, mamo? - prychnąłem, widząc jej zszokowany wyraz twarzy. - Nie? Tak myślałem.
Ruszyłem w stronę salonu, wymijając znieruchomiałą kobietę. Zgarnąłem torbę z książkami z kanapy i szedłem ku wyjściu.
- Darren, wracaj natychmiast! Nie skończyłam jeszcze! - krzyczała za mną rozwścieczona.
- A ja skończyłem i nie chce mi się gadać!
Trzasnąłem drzwiami i spojrzałem przed siebie. Przekląłem pod nosem, widząc taflę wody lejącą się z nieba. Założyłem kaptur na głowę i podbiegłem do auta. Mimo to, gdy już wsiadłem do środka wyglądałem jakbym brał prysznic w ciuchach. Takie już moje pierdolone szczęście.
Zdjąłem kaptur, książki rzuciłem na bok, po czym złapałem rękoma za kierownicę i oparłem o nią głowę. Po chwili zacząłem walić w ten sprzęt swoją banią i trwało chwilę zanim się ogarnąłem. Czasem miałem wrażenie, że mam jakieś pierdolone zaburzenia ADHD czy inne nie wiadomo co i przez to odczuwam wszystko dwa razy mocniej. Takie już ze mnie matka nadpobudliwe dziecko wychowała. Nie moja wina, wyleczyć się nie da? Raczej nie. W moim przypadku? Na pewno.
Włączyłem wycieraczki i światła, chociaż na niewiele się to zdało, po czym ruszyłem w stronę szkoły.
Panie i panowie nad stanem Georgia właśnie przechodziła, zapowiadana od kilku dni, ulewa.



Then when the cops closed the fair,
I cut my long baby hair
Stole me a dog-eared map
and called for you everywhere


▫▪▫ 
 

Eryka Zimmermann na pierwszy rzut oka wydawała się tęgą, zgorzkniałą, starą jędzą, która usilnie próbowała zniszczyć wszystkim życie, w szczególności nam - uczniom. I taka właśnie była. Na dodatek wcale się nie mylicie - pochodziła z Niemiec i zaciągała tym swoim niemieckim akcentem, który już wszystkim działał na nerwach. W naszej szkole była nauczycielką matematyki, choć uczniowie podejrzewali ją o to, że tak naprawdę potajemnie uczy jakiś sztuk walki. Zdarzali się i tacy, którzy twierdzili, że tak naprawdę to mężczyzna. Niektórzy mówili na nią „sumo”, a jeszcze inni „Adolf” ze względu na jej charakterystyczny wąsik. Jednak mimo to, każdy wiedział, że z tą babą nie wolno zadzierać.
Podpierając głowę na lewej ręce, wpatrywałem się w tablicę i udawałem, że słucham jej wywodów, ale tak naprawdę powstrzymywałem się by nie usnąć. Na innej lekcji normalnie bym sobie na to pozwolił, ale spanie na lekcji u Eryki Zimmermann, to jak przyzwolenie na własną śmierć. Dzięki, ale miałem już wystarczająco dużo problemów w tej budzie. 

Now I'm a fat house cat
Nursing my sore blunt tongue
Watching the warm poison rats
curl through the wide fence cracks

Spojrzałem na April, która patrzyła na mnie z cwanym uśmieszkiem i posłałem jej oczko. Usłyszałem jak ktoś wzdycha za mną na ten widok. Gdy zauważyłem, że to Kathlen zerka na mnie maślanymi oczami, zaśmiałem się pod nosem, a dziewczyna od razu odwróciła wzrok, udając, że czyta książkę. Dzisiejsza lekcja była nudniejsza niż zwykle, jeśli w ogóle to możliwe. Może dlatego, że ławka po mojej lewej była pusta i nie miałem za bardzo do kogo się odezwać, bo przede mną, za mną i po prawej siedziały same kujony. Miałem świetne miejsce na testy, jednak dzisiaj umierałem tam z nudów.
Właśnie patrzyłem, jak Jason po drugiej stronie sali dłubie w nosie, gdy nagle wszyscy podskoczyliśmy na krzesełkach, kiedy to drzwi od sali z hukiem się otworzyły. Chłopak ze skwaszoną miną wszedł do środka.
- Przepr.. - zaczął, ale nie dane było mu skończyć.
- Chambers, co ty na Boga sobie wyobrażasz?! - Usłyszeliśmy wrzaski nauczycielki i w podekscytowaniu czekaliśmy na dalszy rozwój wydarzeń.
Spojrzałem na blondyna, który właśnie zrozumiał na jaką lekcję się spóźnił. Nawet z takiej odległości zauważyłem, jak zaklął pod nosem. Patrząc tak na niego, mogłem spokojnie stwierdzić, że wyglądał jakby tarzał się w liściach przed przyjściem do szkoły, co sprawiło, że aż zaśmiałem się pod nosem. Jego blond czuprynka, była zabrudzona jakby piaskiem, na twarzy miał czarne ślady, niebieskie jeansy teraz wydawały się lekko brązowe.
- Chcesz pójść do dyrektora, młody człowieku?! Jak ty się w ogóle zachowujesz?!
Kobieta darła się w stronę chłopaka, a on wywrócił oczami i przerzucił plecak na drugie ramię.
- A co ja Pani takiego zrobiłem? - spytał podirytowany.
Razem z resztą chłopaków zaczęliśmy buczeć, a nauczycielka rzuciła nam spojrzenie pełne mordu. Z nią się nie dyskutowało, to pierwsza zasada, która panowała na jej lekcjach i której musiałeś przestrzegać, jeśli chciałeś przeżyć. Zaczynało się nieźle. Brakowało tylko popcornu i wygodnego fotela.
- Jak śmiesz mówić do mnie takim tonem? Spóźniasz się piętnaście minut, trzaskasz drzwiami i masz jeszcze czelność mi tu pyskować? Kultury cie matka nie nauczyła?! Jak jesteś taki gadatliwy, to może powiesz nam czemu się spóźniłeś.
- Eee. Musiałem zabrać kota do weterynarza. Nogę złamał.
Cała klasa wybuchnęła na to śmiechem, bo każdy wiedział, że Alex miał uczulenie na kocią sierść i tym bardziej nie posiadał w domu takiego zwierzaka.
- Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, ale nie mam zamiaru traci lekcji na całkowity brak kultury u twojej u osoby. Przekażę wszystko waszej wychowawczyni i twojej matce. A teraz siadaj i jeszcze raz odwalisz mi taki numer a inaczej porozmawiamy!
Zagroziła mu palcem, mruknęła pod nosem jakieś słowo w rodowitym języku i zaczęła pisać dalszą część zadania na tablicy. Chłopak usiadł obok mnie i kiwnął w moją stronę na przywtitanie, a ja posłałem mu uśmiech. Wszyscy patrzyli na niego i śmiali się pod nosem z jego dzisiejszego, dziwacznego wyglądu. Alex rozglądnął się dookoła, aż w końcu jego wzrok spoczął na mnie.
- O co im chodzi? - spytał, czymś rozdrażniony.
- Pewnie o to, że wyglądasz jak menel spod sklepu. Jesteś cały upaprany jakimś smarem, czy co to w ogóle jest i śmierdzi od ciebie spalenizną chyba na odległość mili. Są inne sposoby, żeby cała szkoła się z ciebie nabijała.
Chłopak zdziwił się najpierw, ale po chwili chyba coś sobie przypomniał, bo dotknął swojej twarzy i przejechał po niej dłonią. Następnie spojrzał na swoją ciemną rękę i skrzywił się. Nic jednak nie powiedział tylko podparł głowę na łokciu i nad czymś rozmyślał.
- Myślisz, że mógłbyś kogoś zepchnąć z krawędzi urwiska?
Spojrzałem na niego jak na wariata i pokręciłem głową.
- O czym ty pieprzysz?
Wzruszył ramionami i znów popadł w jakiś zamysł. Był dzisiaj jakiś podejrzany, ale co ja tam mogę wiedzieć. Może nie tylko dla mnie ten dzień był jakiś dziwny.
Dziesięć minut później musiałem ze zdziwieniem stwierdzić, że to ja mozolnie próbowałem wykonać jakieś porąbane zadanie z działu „totalnie czarna magia”, a ten który powinien to robić, czyli Alex, spał sobie smacznie - co natomiast zazwyczaj robiłem ja. Nie poznawałem go ostatnio. Zawsze miał w miarę dobre oceny, nigdy nie spał na lekcjach, stawiał sobie wysokie cele, był zawsze tym odpowiedzialnym i przede wszystkim nie kłócił się z nauczycielami. Można powiedzieć, był moim totalnym przeciwieństwem. A teraz to właśnie on sobie kimał na szkolnej ławce na lekcji u Godzilli i miał najwidoczniej na to wszystko wyrąbane. Na szczęście babochłop do końca lekcji nie zorientował się, że ten poszedł sobie w kimkę, bo ten popapraniec tak dziwacznie leżał na tym stole, że wydawało się, że intensywnie nad czymś myśli.
Aż muszę zapamiętać tą pozycję, może mi się przydać na następne lekcje.


▫▪▫



Wracając ze szkoły, zrobiłem zakupy do domu, o co poprosiła mnie wczoraj mama. Wyszedłem również na spacer z psem państwa Benett'ów i podlałem ich ogród, przez co zarobiłem na dzisiejszą kolację. Gdy skończyłem już wszystko co miałem do roboty na mieście, poszedłem domu. Kiedy byłem już może 20 metrów od naszego mieszkania, dostałem pilne wezwanie. Wahałem się przez chwilę czy w ogóle wchodzić do budynku, ale w końcu biegiem zostawiłem plecak i zabrałem z niego tylko jedzenie. Nie miałem nawet czasu zjeść spokojnie obiadu, więc teraz jadąc samochodem na akcję w pośpiechu jadłem moje szkolne kanapki, a oczy prawie same mi się zamykały.
Prawda była taka, że nie powinienem tu być. Brakowało mi miesiąca do pełnoletności, więc praca tutaj była nielegalna. Na szczęście załatwił mi ją mój sąsiad, a ludzie tutaj byli na tyle życzliwi, że nie pomyśleli nawet by mnie wydać. Właściwie gdyby nie ten facet, nie miałbym pewnie co jeść. Moja matka pracowała od rana do wieczora, a mimo to nie zarabiała za wiele, ja łapałem się też każdej fuchy, teraz pracuję, ale mimo to ledwo co łączymy koniec z końcem. Nikt oprócz jej o tym nie wiedział i chciałem, żeby tak zostało. Byłem tu najmłodszy, ale wszyscy od pierwszego dnia traktowali mnie na równi. Niestety jako że nie pracowałem tu w pełni legalnie, zarabiałem mniej niż inni, ale lepsze to niż nic. Niektórzy mogą twierdzić, że to chore żeby ryzykować swoje życie, gdy ma się tyle lat, jednak ja nie miałem żadnego wyboru. Mimo ciągłego ryzyka, lubiłem tą robotę. Może to chore, ale taka jest prawda. Przyjemność sprawiała mi adrenalina, pozwalająca zapomnieć o codziennych problemach.
Na dworze było już ciemno, gdy dojechaliśmy na miejsce. Każdy znał już wtedy plan działania. Zawsze jednak w każdej koncepcji było trochę spontaniczności. W końcu nigdy nie przewidzisz, co się wydarzy podczas akcji.
Wszędzie słychać było wyjące syreny, krzyki i padające rozkazy. Wyskoczyłem z samochodu i szybko rozglądnąłem się po terenie. Było tak jak mówili, jednak mimo to ten widok mną wstrząsnął. Cały dom płonął, a wraz z nim duży ogród. Nie był to mały budynek, na szczęście dostaliśmy informacje, że w środku nikogo nie było. W powietrzu unosił się zapach dymu, a także palonej trawy i plastiku. Panował totalny chaos, jak to zazwyczaj w takich sytuacjach. Z zamysłu wyrwał mnie czyjś płacz i krzyk, jednak nie miałem czasu skupiać się na tym Założyłem prędko rękawice strażackie i otworzyłem tylni schowek. Wyciągnąłem z niego wąż gaśniczy i w biegu rozwijałem go na ziemi. Poczułem narastającą w moim ciele adrenalinę, co całkowicie mnie rozbudziło. Biegiem ruszyłem w stronę palącego się domu, już miałem zakładać kask na głowę, gdy usłyszałem jak ktoś mnie woła. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że po mojej lewej biegnie Richard, mój sąsiad i wykrzykuje coś w moją stronę.
- Młody, masz to zostawić i zabierz prędko tą dziewczynę stąd - wskazał kogoś za moimi plecami, więc się odwróciłem. Ciężko było coś zobaczyć w tych ciemnościach mimo otaczającego nas ognia. Niedaleko nas ujrzałem nieznajomą, która zrozpaczona siłowała się z innym strażakiem. - Jesteś nieprzytomny, nie spałeś prawie od dwóch dni. Więc on przyda się nam bardziej, niż ty.
Poczułem jak zalewa mnie fala goryczy. Chciałem się przydać, znów uratować to co można było jeszcze ocalić i wyładować przy tym wszystkie emocje. Ryzyko stanowiło nierozłączną część mnie.
- Alex, to rozkaz! - Rzekł stanowczo, widząc wyraz mojej twarzy.
Wiedziałem, że dalsze negocjacje są bezcelowe, a że byłem tu najmłodszy, musiałem słuchać się innych i wykonywać ich polecenia, niezależnie jak bardzo mi się one nie podobały. Poza tym nie było czasu na gadanie, dom wciąż płonął, a jeśli dzisiaj moim zadaniem nie było jego ratowanie, to jedyne co mogłem zrobić, to zaakceptować to.
Odłożyłem kask, zdjąłem rękawice. Może gdy się szybko z tym uporam, zdołam jeszcze jakoś pomóc. Podbiegłem do, o kilka lat ode mnie starszego, Sama i ciemnowłosej dziewczyny.
- Zajmę się nią. - Rzekłem do niego i złapałem ją za nadgarstek, tak żeby nie mogła mi uciec.
Od razu zaczęła się ze mną szarpać, zapewne zauważając, że jesteśmy w podobnym wieku.
- Puszczaj mnie. No puść! To mój dom! Nie mam nic więcej! - Krzyczała w moją stronę, jak wariatka. Siłowaliśmy się tak chwilę, aż straciłem cierpliwość.
- Przestań! Nic ci to nie da. Chcesz tam pobiec i co? No co zrobisz?!
Mój donośny głos spowodował, że dziewczyna przestała.
Dopiero teraz dostrzegłem, jak w jej ciemnych, pełnych smutku oczach odbijają się płomienie, demolujące ten dom. Jej cała twarz była mokra od łez, a ona sama całkowicie roztrzęsiona. Nagle cała moja złość na nią gdzieś się ulotniła i w jednej sekundzie zrobiło mi się jej szkoda. Nie wyobrażałem sobie, jak może czuć się człowiek w takiej sytuacji. Jednak patrząc na stojącą przede mną osobę, miałem nadzieję, że nigdy się tego nie dowiem.
- Lepiej pomożesz, gdy pozwolisz nam pracować, rozumiesz? - Powiedziałem już bardziej spokojnie. Staliśmy tak chwilę, aż dziewczyna wpatrując się w ziemię nieprzytomnym wzrokiem, pokiwała głową.
- Możesz mnie chociaż puścić? - Szepnęła, patrząc ponuro w moje oczy.
Przyglądając się jej, zrobiłem o co prosiła. Dziewczyna wyminęła mnie o kilka kroków i po jej ruchach widziałem, jak łapie się rękoma za usta. Widok drobnej dziewczyny, która na tle palącego się domu, jako jedyna wśród tego całego chaosu stała nieruchomo, był wstrząsający. Prawdopodobnie teraz traciła wszystko, co miała i nie mogła nic z tym zrobić.
- Nie. Boże to moi rodzice... To wszystko. Nie mogę. Co ja robię?! Nie mogę ich stracić! - wyrzucała słowa tak szybko, że dławiła się łzami, a ja zupełnie nie mogłem jej zrozumieć. Widziałem jak upada na kolana i chowa twarz w dłoniach. - Teraz, nie mam już nic, co mi po nich zostało. Ja, ja.. nie wiem. ..Czemu. Gdzie.. gdzie Susan?
Przykucnąłem obok niej, widząc, że dziewczyna z trudem łapie oddech. W jej oczach malowało się teraz takie przerażenie, że nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić. Jej ręce drżały, nie wiedziałem czy to z powodu zimna, które dzisiaj było odczuwalne na dworze, czy strachu który ją ogarnął.
- Hej, spokojnie. Oddychaj...- szatynka na moje słowa trochę się uspokoiła i odgarnęła włosy z twarzy - Kto to Susan?
- To... to moja ciotka. Sprawuje nade mną opiekę od czasu śmierci moich rodziców. A co... a co jeśli ona jest w środku?
Od razu gdy to powiedziała, poderwała się do góry a ja za nią. Złapałem ją szybko za nadgarstek, by ją zatrzymać.
- Spokojnie. Z tego co wiem, to w budynku nikogo nie było. Nie masz się o co martwić, pewnie zaraz tu będzie.
Ciemnooka przytaknęła głową. Zapanowała pomiędzy nami chwila ciszy.
- Boże, to się nie dzieje naprawdę... - mówiła, patrząc na płonące pozostałości po jej domu.
Widziałem, że ten widok jeszcze gorzej na nią wpływa, więc postanowiłem jakoś działać.
- Może chcesz do niej zadzwonić? Pewnie wszędzie cię szuka. Masz swój telefon?
- Nie. Nawet nie wiem gdzie go podziałam.
- Ja zostawiłem swój w samochodzie. Znasz numer na pamięć? - spytałem, a ona pokiwała twierdząco głową. - To dobrze, a teraz chodź stąd.
Złapałem ją za przedramię i przyprowadziłem pod sam tył naszego pojazdu, który stał po drugiej stronie ulicy. Bałem się, że inaczej mógłbym ją gdzieś zgubić, zwłaszcza, że ona ledwo co kontaktowała. Z bagażnika wyjąłem koc, który zarzuciłem na jej ramiona, a ze środka, mój walający się po wszystkich kątach telefon. Podałem go szatynce, a następnie zająłem się szukaniem dla niej czegoś do picia. Dziewczyna odeszła kawałek, żeby móc coś w ogóle usłyszeć, ale jednocześnie była w moim zasięgu wzroku. Kątem oka widziałem, jak ciągle z przerażenia łapie się za głowę i uważnie wsłuchuje się w słowa swojej ciotki. Właśnie nalewałem jej w plastikowy kubek wody, gdy do mnie podeszła.
- Dzięki.
Podała mi telefon i wtedy zauważyłem, że przestała płakać. Wręczyłem jej napój i razem usiedliśmy na murku naprzeciwko posesji, którą oddziały strażackie próbowały ugasić. Czekaliśmy na jej ciotkę, która miała się tu niebawem zjawić. Przed nami przewijały się setki osób, niektórzy chcieli pomóc a inni przyszli po prostu, żeby się pogapić. Zamyśliłem się i dopiero po chwili dostrzegłem, że dziewczyna wypiła już całą zawartość.
- Lepiej się już czujesz? - spytałem, patrząc w jej ciemne oczy.
- Tak, dziękuję. I przepraszam za to wcześniej. Po prostu... - odgarnęła kosmyk za ucho. - Ten dom był wszystkim co mi zostało po rodzicach. A teraz gdy już go nie ma... nie wiem gdzie jest moje miejsce.
- Przykro mi, nie wyobrażam sobie co musisz czuć. To na pewno trudne.
Chyba moje słowa jeszcze bardziej ją dobiły, bo z jej oczu znów wypłynęły łzy. Alex, debilu, ty zawsze wiesz co powiedzieć. Odwróciłem się w jej stronę.
- Przepraszam, nie chciałem cie zasmucić. Czasem palnę coś głupiego, przepraszam - powiedziałem, głaszcząc ją po plecach.
Niespodziewanie szatynka wtuliła się w moje ramiona i łkała mi w pierś, a ja mimo wielkiego zdziwienia, dalej gładziłem ją na pocieszenie. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo potrzebne jest takim osobą wsparcie.
- Spokojnie nic ci nie grozi, słyszysz?

Have I found you flightless bird,
jealous, weeping or lost you,
american mouth
Big pill looming

To był pierwszy raz, gdy nie żałowałem, że nie biorę udziału w akcji.
Nie miałem pojęcia ile czasu przesiedzieliśmy tak, ale wiem, że chyba podziałało, bo dziewczyna po jakimś czasie przestała płakać i odsunęła się ode mnie. Kończyli już wtedy gasić płomienie wewnątrz budynku. Spojrzała na mnie i nie mogłem się powstrzymać, by nie odgarnąć za ucho kosmyka z jej twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie blado, a ja odpowiedziałem jej tym samym.
- Lexie? Kochanie, to ty?
Kobieta o czarnych prostych włosach podbiegła w naszym kierunku. Jak na zawołanie oboje się podnieśliśmy, a w oczach dziewczyny po raz pierwszy ujrzałem cień radości. Zrzuciła z siebie koc i obie padły sobie w ramiona. Kobieta wzięła w ręce jej twarz.
- Boże, jak ja się o ciebie martwiłam! Nic ci nie jest?
Susan zaczęła wylewać z siebie potok słów i pytań. Następnie znów ją uściskała i ze łzami w oczach spojrzała na mnie.
- Dziękuję. Dziękuję ci.
Uśmiechnąłem się tylko na te słowa i patrzyłem jak obie oddalają się z mojego pola widzenia. Zanim znikły zupełnie, zobaczyłem jak Lexie odwraca się w moją stronę. Z ruchu warg wyczytałem jedno proste słowo, które mnie mimo wszystko ucieszyło. Dziękuję.


▫▪▫ 



Wróciłem do domu kompletnie wykończony. Na dworze robiło się już ciemno i było strasznie zimno, więc jedyne o czym teraz marzyłem to rzucić się na łóżko i dobrze się wyspać. Zanim wszedłem do domu, widziałem, że w salonie pali się światło, więc matka musiała wrócić już z pracy. Zamykałem właśnie drzwi wejściowe na klucz, gdy do moich uszu doszedł odgłos czyjejś rozmowy. Zaprzestałem mojego działania, by lepiej słyszeć, ale właśnie wtedy głosy umilkły.
- Darren, czy to ty?
Kurwa, no nie. Święty Mikołaj!
Zdjąłem buty i kurtkę, a torbę rzuciłem na drewnianą szafkę. Nie miałem zamiaru uczestniczyć w pogaduszkach mojej matki z sąsiadką, więc od razu ruszyłem w stronę schodów. Niestety między korytarzem, a salonem nie było ściany, dlatego moja matka mnie zauważyła.
- Darren, pozwól tu na chwilę. - Powiedziała do mnie, a ja wywróciłem oczami.
- Co znów. - mruknąłem, wchodząc do pomieszczenia, w którym stała moja matka.
Od razu zauważyłem, że przy stole po prawej ktoś siedzi. Jakaś dziewczyna, którą na pierwszy rzut oka skądś kojarzyłem. I to na pewno nie była pokręcona znajoma mojej mamy znad przeciwka.
- To Holly. Holly to Darren. Kochanie wiem, że to dla ciebie szok, ale chciałam..
Spojrzałem zdziwiony to na matkę, to na dziewczynę, które lekko uśmiechnęła się w moją stronę. Zupełnie nie słuchałem słów kobiety z lokami na głowie. Zresztą to nie była żadna nowość, jednak coś mnie trąciło. - Od teraz nasze życie trochę się zmieni. Od teraz ty, ja i Holly będziemy tworzyć..
I nagle bam. Jakby ktoś rąbnął mnie potężnie w głowę. Oświecenie. To ta dziewczyna, to ją wczoraj widziałem. Ale dlaczego.. co ona tu …
- Nie, nie, nie. - Powiedziałem cofając się wewnątrz korytarza. - Ty żartujesz. To chyba jakiś popieprzony żart. - zacząłem się śmiać.
- Darren wyrażaj się! I to nie tak..
- Nie! Już wszystko rozumiem. To dlatego byłaś wczoraj w tym pierdolonym sierocińcu. Zachciało się mojej matce bawić w cholerny dom i przybłędy przygarniać! - krzyczałem.
- Jak ty się zachowujesz!
- Ja?! To ty przyprowadzasz tu jakieś obce osoby i chcesz żebyśmy nagle stworzyli kochającą się rodzinkę i na dodatek zatajasz to przed własnym, rodzonym synem!
Rzuciłem porcelanowym delfinem o ziemię.
- Tak szybko udało ci się ją sprowadzić?! Śmiać mi się chce, co ty sobie myślisz? Że rodzinę można stworzyć od tak? A moje zdanie to co?! Nie liczy się? A może przygarnęłaś sobie drugie dziecko, bo pierwsze ci się nie podoba?! Pierdolę taką rodzinę!
- Darren, przestań natychmiast!
- To ty przestań, taty nie zastąpisz następnym dzieckiem! Od zawsze byłem tylko ty i ja i teraz nagle chcesz to zmieniać?! Po co! Co ci się w tym nie podobało, matko? Możesz mi chociaż tyle powiedzieć, czy znów będziesz to kurwa przede mną zatajać! Jak ci się znudziło to trzeba było sobie przygarnąć psa ze schroniska, a nie jakąś dziewczynę!
Czułem jak pali mnie gardło. Od krzyku cały się zdyszałem. Matka pokiwała głową nie dowierzając.
- Swoją postawą jeszcze bardziej uświadamiasz mnie, że dobrze postąpiłam... Czy ja tak wychowałam syna...? - złapała się za usta, wciąż kręcąc głową.
- Przepraszam, że nie miałem odpowiedniego wzorca w tym cholernym domu! - Krzyknąłem rozwścieczony i posyłając dziewczynie wrogie spojrzenie, wyszedłem stamtąd. Ubrałem szybko buty i kurtkę i odkluczyłem drzwi.
- Masz tu natychmiast wrócić i przeprosić! Słyszysz?!
Trzasnąłem drzwiami na całe osiedle i założyłem na głowę kaptur.
Czy już wspomniałem jak bardzo uwielbiam moją rodzinkę?


Have I found you flightless bird,
jealous, weeping or lost you,
american mouth
Big pill looming


▫▪▫ 


Dobra, że jest już dawno po pierwszej w nocy, to postaram się streszczać, bo oczy mi się same zamykają. : )
Właściwie to sama nie wiem, co powiedzieć, ponieważ ciężko ocenić mi ten rozdział. Chciałam żeby Was zaskoczył, ale nie wiem czy tak się stało i czy rozdział nie stracił przy tym na wartości. Ciekawa jestem czyja postać się Wam na razie najbardziej podoba. Mi ciężko wybrać, bo inaczej to sobie pewnie wyobrażam. Nawet nie wiem czy dobrą muzykę dobrałam, ale co ja tam mogę wiedzieć w środku nocy.
Jeśli jeszcze nie wiecie, to w bohaterach zaszły małe zmiany. Mianowicie przemieniła postać Naomi na Lexie i zamieniłam jej wygląd, bo wcześniejszy mi jakoś nie pasował.
Nie wiem co jeszcze chciałam napisać, więc powiem, że rozdział dedykuję Dominice, która mnie zmuszała by napisać (hahahah, czubek.<3) i Gugasce (też mnie w sumie zmuszała) ale głównie za to, że wykonała dla mnie taki piękny szablon. Normalnie się w nim zakochałam. <3 Dziękuję jeszcze raz. :D
No to do następnego, pozdrawiam wszystkich czytających, chociaż wiem, że jest Was niewiele. ;*

5 komentarzy:

  1. HELLO.
    dlkfjdflvkfmjdlvk,mdflvjdf
    darrendarrendarrendarrendarren <3
    dobra, jestem pierwsza! MWAHAHAH. a sensowny komentarz na ten temat napiszę jak wstanę, bo jak dominika zaspana to nic madrego nie napisze :D
    darrendarren <333333 Łiiiiiiii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, teraz zabiorę się za normalny komentarz. Jestem (powiedzmy) wyspana to i może chociaż raz uda mi się napisać coś sensownego.. :D
    Ale najpierw.. CZYTAMY JESZCZE RAZ!
    Dobra.. Muzyka włączona.. I kurde, głodna jestem. Takie tam.. moje rozkminy. Okay, CZYTAM
    Przeczytałam pierwszy fragment:
    I ciężko mi się na jego temat wysłowić, bo jest tam Darren, a jak jest Darren to nie ważne co bym czytała to zawsze będzie to supermegafoxyawesomehot slfhjsdlfjsdfkds. hahaha, dobra.
    Lecimy dalej:
    hahahah, nie no, nauczycielka w dechę. I tak czytam dalej, dalej, bo znowu darren :D no i tam tego, widać, że pisałaś to w nocy, bo raz przez przypadek z darrensa kobietę zrobiłaś, ale ok.. hahaha. :D
    No i wejście Alexa też dobre, nie powiem :D A jak darrens mamrotał coś o czarnej magii to od razu mi się z Harrym Freakin' Pottersem skojarzyło, ale to takie moje rozkminy, jak zwykle.

    I uwaga! fragment Alexa
    Awwwwww. Alex bohater strażak superhero <3 (kurczak) nawiasów sie nie czyta.
    I ja tu czuje jakieś love story :> hahaha.

    O i znowu Darren
    I ile klnie.. no ciągle coś mamrocze pod nosem :D
    Ja wiem.. wiem, że ten porcelanowy delfin to poważna sprawa, ale mi się chce śmiać jak czytam to zdanie, bo widzę Sue i jej tekst " kuternogo, porcelanko i drugi geju " hahahahah, przepraszam.
    Ojej, ale Darren pojechał.

    ŁAAAAAAAAAAAAAA. przeczytałam.
    Wiem, mój komentarz miał być sensowny, ale ja chyba tak nie umiem. Przepraszam :C
    Pierwszy raz komentowałam na bieżąco, jak śmiesznie.
    Oooo, ksiądz.. no nie -.-
    .....
    Dobra, już. hahahha, jakie ja tu relacje zdaje. Mówiłam, że nie umiem pisać normalnych komentarzy.
    OKS.
    Nie będę się już pogrążać.
    Masz mi napisać szybko następny rozdziaaaał!! A nie kurde po dwóch miesiącach, no.
    To tyle ode mnie, hahahahaha.

    Dominika

    <33333

    OdpowiedzUsuń
  3. Ekhm.
    No, to Ci powiem, że mnie zaskoczyłaś. Nie bardzo, ale troche tak. Oczywiście z tą adopcją to się odrazu domyśliłam, ale że Alex strażakiem? Mmmm jak ja lubie facetów w mundurach... xD
    Pamiętasz jak obczajałysmy tego jednego co się dom Koniucha palił? Hahahha.. eee, mniejsza. xD

    Co ja chciałam...
    Aaa no że ten... Kurde siostruniu, zapomniałam już, że ty umiesz tak świetnie pisać, seerio. :D
    <3
    Nie wiem czyja postać mi się bardziej podoba, bo jeszcze mało ich znam, ale wszyscy są tacy faaaajni. <3
    Muza super, ale to chyba oczywista oczywistość. :P
    Dobra, no to ja czekam na następny, mam nadzieję, że pojawi się szybciej. :P

    [heal--me]
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Mało czytam opowiadań bez Jonasów lub Demi, ale muszę powiedzieć, że nawet mnie ta historia urzekła, dlatego będę dalej śledziła sobie poczynania bohaterów. Trochę przeraziło mnie zachowanie Darrena, ale Alex jako "nielegalny" strażak - super. Czekam na dalsze wyjaśnienia, bo na razie nie wiem o co chodzi z Holly. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń